29 November 2010

ciag dalszy...

Zima trwa. Od czwartku popaduje od czasu do czasu. W bocznych uliczkach nie topi sie prawie w ogole.
Do pracy korek jeden za to dlugi i ciagnie sie toto 3mph w porywach.
Ale za to zimowo sie wreszcie zrobilo i za pracowym oknem mam zime pelna geba:




I nadziwic sie nie moge jak na takim prostackim rozjedzcie mozna sztuki takie wykonywac jak to miejscowi w zwyczaju maja.

25 November 2010

...pada, pada snieg..!

Zasniezylo ciut. Tak bedzie ze 2cm w porywach. Warunki drogowe jak w czasie zamiecie, zawieji i kataklizmu w innych, normalniejszych, krajach.
Do pracy jechalam 45 minut zamiast 15. Drogi przejezdne w sumie bez problemu, ale tubylcy ciagna sie w porywach do 20 mph (a to i tak tylko ci odwazniejsi).
Opad wyglada o tak o:

I od razu widac, ze przerazenie i strach blady na ludzi padl, bo parking pustkami swieci.

19 November 2010

Szlag by to.

No bo tak:
- dach mi znowu zaczal przeciekac. Jak pada ( a ostatnio padalo przez ponad tydzien niemal bez przerwy) w wejsciu robi sie piekna kaluza. Normalnie bym olala, ale woda skapuje z zarowki!!! Jakos nie mam ochoty wejsc ktorego dnia do domu i zostac porazona pradem. Jakas rozgarnieta panienka w agencji radosnie stwierdzila w trakcie zglaszania usterki "o! ten sam problem zglaszaliscie w zeszlym roku. 20 listopada!" I ciesze sie, ze zdolna i komputerem umie sie sposlugiwac, ale moze do cholery ktos by ruszyl dupe i cos z tym zrobil?
- nie dosc, ze lalo to jeszcze wialo - tak jak chyba tylko tutaj potrafi. Wiatr wyl nieludzko, komin wydawal dzwieki jakby mial sie odlaczyc od reszty domu i poszybowac w kosmos. I prz tejze okazji pol plotu nam wywialo. Plot zrobiony z paneli i pol panelu nie wytrzmalo i leglo na ziemi. Agencja juz wie (od, wa mac, tygodnia) i... i wie. Nikt nie dzwonil,niekt badziewia nie naprawil. A ja musze ogladac mordy sasiadow (normalnie skryte za tym fragmentem plotu wlasnie).
- szefostwo wielkie i jeszcze wieksze nasz oddzial nawiedzilo. Dzien przed okazalo sie, ze starannie zaplanowane prezentacje leza w gruzach i "nieirytujmnie zrobisz, prawda?" No to zrobilam. Hak im w smak. Cieszylam sie na te wizyte, bo szef szefow (capo di tutti capi) jest niemieckim wlochem (wloskim niemcem?) i chcialam sie w makaroniarskim narzeczu powypowiadac. A kolezanka G podciela mi skrzydla mowiac "BARRDZO cie prosze, zebys dla mojego (WTF???!)dobra nie rozmawiala z nim w zadnym innym jezyku niz angielski". A zeby cie qrwo pogielo! Przypomne jej o tym jak nastepnym razem bedzie chciala, zebym porozumiala sie z naszymi polskimi dostawcami uprzezy.
- podwyzke dostalam. Na waciki moze wystarczy.
- chcialam sobie kupic rekawiczki. Skorzane. Czarno-czerwone. I sie okazalo, ze wydatek £15 to marzenie scietej glowy. Nie stac mnie na takie szalenstwa.
- kregoslup napiernicza bez przerwy. Dobrze mi tylko gdy leze. I prowadze samochod. Ale niestety nie moge spedzic zycia lezac i jezdzac, wiec w miedzyczasie faszeruje sie garsciami przeciwbolowych. Czyli truje sie znaczy.
- nie mam ochoty na nic. Nawet upic mi sie nie chce. Siadam w kacie, zeby poczytac po czym trzymajac ksiazke gapie sie w przestrzen.
- i tak jakos o - szaro-buro-i-ponuro.

01 November 2010

Co sie robi z bażantem...?

Tytul jak z forum o2 ;)
Ale i problem dziwnowaty jakis.
Jako ze sezon polowan sie zaczal (podobno) zostalam uszczesliwiona (?) wczoraj ustrzelonym ptactwem. O takim o:

Juz wiem, ze nalezy wywiesic za oknem na jakis tydzien zeby skruszalo.
A co dalej?
Wszelkie sugestie mile widziane :)