24 March 2011

Dzwon(ek)...

No i stalo sie. Zaliczylam pierwsza stluczke.Wracajac sobie do domu, jak zwykle, przez wielka gore wjechalam babce w dupke.
Zaraz za szczytem wzgorza jest wyjazd z parkingu:

i stamtad wlasnie wyjezdzal wielki bialy van (to chyba jeszcze gorsza zaraza niz taksowkarze). I tak jakos niezdecydowany byl czy mu sie uda przed nia wyjechac czy nie, wiec wyjechal polowicznie. Sznurek samochodow z naprzeciwka, kraweznik wysoki... Ona dala po hamulcach, zatrzymala sie jakies 20cm od niego, a ja jej wjechalam. Pasy sie nawet nie napiely, jej samochod sie nie przesunal, wiec juz "prawie" stalam. A ze prawie robi roznice, to mi pekl zderzak, a jej sie porysowal. I w tym mniej wiecej momencie, o bialym vanie zostalo ino wspomnienie. Skurczybyk jeden noo..
Pani tak o glowe nizsza ode mnie, zasuszona  dobrze zakonserwowana 70cio latka, wyskoczyla z samochodu, jednym rzutem oka ocenila zniszczenia, po czym... zajela sie uspokajaniem mnie. Ubezpieczenia nie chciala (i cale szczescie, bo jutro jade odnawiac + nowy road tax). Nogi tak jakby odmawialy posluszenstwa i sie trzeslam cala. I nie bardzo pamietam jak do domu dojechalam. A dojechalam, otworzylam wino i poszlam do wanny z Markiem Dydiuszem Falko ;)
Jeszcze Paula-mechanika po drodze zlapalam, zeby mi pod maske zajrzal. Wszystko ok. Powiedzial, ze to tylko potwierdza jego hipoteze, zeby pierwszym samochodem byl jakis rzech - bo wtedy nie szkoda :) I powiedzial, ze jeszcze pare razy i sie przyzwyczaje. Nie zycze sobie. Nie sie przyzwyczajac, tylko tych paru razy.
A! Pozytywny aspekt - maska, ktora masakrycznie mi sie zacinala i musialam sie wieszac niemalze na wichajstrze zeby ja otworzyc teraz dziala jak nowa ;)

17 March 2011

Jakie miasto, taka parada.

Najpierw bylo czekanie:

Wygladanie czy moze juz nie ida:
No i ruszyli.
"Najsampierw" All Ireland Pipe Band (jak sama nazwa wskazuje czlonkowie pochodza z Irlandii. Rowniez z UK, Kanaday i Afryki Poludniowej!). W sierpniu bodajze sa jakies mistrzostwa - chyba tez z tej okazji urlop wezme, bo co jak co, ale zgrana banda dudziarzy zawsze poprawia mi humor:



Panienki (no dobra, panow tez paru) podazajace za dudziarzami machaly paleczkami tak szybko, ze aparat nie wyrobil:


A dalej zwyczajowa zbieranina wszelakiej masci:



















Irlandczycy pochodzenia roznego:


Harland & Wolff MUSIAL wystapic (cholera, zeby w tyle lat po utonieciu Titanica nadal sie chwalic - w tym roku przypada 100 rocznica i szopki wszelaki z tej okazji beda organizowane).







Bardzo irlandzki chinski smok:







I dudziarze po raz kolejny, na zamkniecie pochodu:




Niektorym sie udalo i zajeli miejscowki z najlepszym widokiem:

A maly leprechaun? Czy tez na chwilke urwal sie spod opieki:


I tak o!

No a w ogole to kiedys trzeba bedzie sie do Dublina na celebracje wybrac (z tego co wiem to w tym roku radosnie swietuja od dzisiaj do niedzieli). A najwieksza podobno na swiecie parada jest w Nowym Jorku :)

Czesc oficjalna celebracji zakonczona, na nieoficjalna aktualnie czekam. W takie dni jak ten bolesnie odczuwam brak przyjaciol i znajomych (mimo szczerze wszem i wobec deklarowanej dzikosci i totalnej nietowarzykosci). Najblizsze mi sztuki pracuja w tej samej fabryce. Na roznych zmianach. Wiec ZAWSZE jedno pracuje na dzien, drugie na noc, a trzecie ma wolne (to akurat ma dzis grype). Ech, zycie.

P.S. Z pozdrowieniami dla bylych i obecnych pogotowiarzy - "ambulansik":