30 January 2012

Wszędzie dobrze, ale...

Nie ma to jak własne łóżko. 
W sumie w szpitalu spędziłam 24 godziny. Przed wyjściem przyszedł jeszcze na chwile mistrz skalpela i powiedział, ze wszystko bardzo dobrze sie udało. Wyciął kawałek dysku (discectomy) i wyskrobał kość, żeby zrobić wiecej miejsca na nerwy (decompression). Teraz mam nieco spuchniete plecy i obolala jestem nadal koszmarnie. Do tego doszedł paskudny ból biodra, ale to może po od-laparoskopijnych gazach. Jak mi wycięli wyrostek to bolało mnie ramię, a od pleców bliżej do biodra to może dlatego. 
Leże i leże i za cholerę nie mogę znaleźć dobrej pozycji. Do łazienki chodzę o kulach. No nic, byle ten tydzień szybko przeleciał a potem bedzie juz z górki. 
Posiadaczom ajfonów polecam z całego serca Gplayer'a - odtwarza niemal wszystkie formaty filmów i napisy pokazuje tez. Co przy oglądaniu dziwno-języcznych filmów bardzo sie przydaje. A biorąc pod uwagę ze komputer w salonie, a ja w łóżku to ajfon stał sie centrum rozrywkowo-komunikacyjnym :)

A jutro mija pięć lat pobytu w tym kawałku swiata. A wydaje sie ze tak całkiem niedawno tu przyjechałam. Swój pierwszy dzień pamietam jakby był w zeszłym tygodniu ;)

29 January 2012

I stało się...

No i pocięli. W telegraficznym skrócie:
Przybyłam na 10.00 jak mnie proszono. Ciśnienie, krew, wywiad z lekarzem, dwiema pielęgniarkami. Potem przyszedł mistrz skalpela i powiedział co mi zrobi  - wytnie kawałek dysku na poziomie L4/L5. Stwierdził, ze jego zdaniem ten drugi L5/S1 problemów mi nie przysparza, a poza tym operacja na dwóch poziomach na raz jest za bardzo skomplikowana. I jako że mam lekką, biurową pracę to "już" za 4-6 tygodni będę mogła do niej wrócić (z powodów, o których może następnym razem, jakoś mi się nie spieszy).
Na górę do sali zwanej teatrem zabrali mnie o 12.30. Wszystkie rozmowy i czynności wspomniane powyżej zajęły moooże pól godziny. No ale widocznie taka procedura. 
Potem anestezjolog zrobił mi krwiaka na pól dłoni, nakrzyczał na mnie ze żył nie widać (No wiadomo przecież że specjalnie je schowałam), a ostatecznie i tak wkłuł się w zgięcie łokcia. 
Potem czarna dziura, a jeszcze pózniej mnie obudzili, sprawdzili czy kontaktuje, odpytali o poziom bólu (7), a następnie odwieźli z powrotem - jakaś 15.00
Potem przysypianie i budzenie w celu zmierzenia ciśnienia. I posiłek szpitalny (bo obiadem tego nie określe) - szara kielbaska wielkości połowy parowki, kulka ziemniaków, a całość obficie zalana gravy. Dobrze ze H mi przywiózł kanapkę z subwaya bo skonalabym z głodu (a poscilam, zgodnie z otrzymaną instrukcją, od piątku wieczór).  
Wstalam, poszłam własnonożnie do toalety, gdzie tez poszlo gładko - więc nic mi nie popsuli. 
Noc koszmarna, bo boli. Mogę leżeć tylko na lewym boku, bo jakakolwiek inna pozycja powoduje pojawienie sie całych gwiazdozbiorow w oczach. Poproszona o coś przeciwbolowego pielęgniarka zapytała z pewną nadzieją w oczach czy nie mam własnych - No to akurat nie przyszlo mi do głowy. Więc kroplówka z paracetamolu mi się dostała. Pomogło, ze lepiej nie mówić. Ale doczytał sie ktoś w końcu ze tramadol mi sie należy więc dostałam. W końcu o 2 udało mi sie przysnac - na całe 3 godziny bo o 5 pielęgniarka przyleciała mierzyć ciśnienie. Taa... I powtórka z przeciwbólowych, ale tym razem przy próbie założenia kroplowki wyleciał założony przez usypiacza wenflon. Może i lepiej bo skoro nie udało sie zaaplikowac paracetamolu to dostałam to drugie. Hura! Co nie zmienia faktu, ze poziom bólu osiągnął tego poranka 9 - 9.5 i nie marzę juz o niczym innym niż o własnym łóżku, w którym będę mogła obłożyć sie poduszkami i wreszcie przespac jak człowiek. 
Z ciekawostek - poza obiadopodobnym posilkiem serwowana jest herbata z tostem (z masłem i dzemem). O 8, 11, 13, 19 i 21.  Innych posiłków nie przewidziano. Dżemojady cholerne. 
A teraz wygonili mnie z łóżka, bo trzeba je posłać i udaję że siedzę w fotelu. Masakra. Jakby mnie ktoś bejzbolem po nerach zajechał. 
Marzę o kawie...

19 January 2012

Szok...

W godzinach popoludniowych zadzwonil telefon. Jako ze numer byl zablokowany spodziewalam sie oszolomow z Vodafona albo innych takich. A tu - wot siurpryza... Mila pani zapytala czy ja to ja, a po potwierdzeniu zaoferowala termin operacji slupka - na 28 stycznia czyli przyszla sobota i co ja na to? Ja na to ze jak najbardziej i ze moze byc nawet jutro z rana. Albo i dzis w nocy. Potem odpytala mnie jeszcze na okolicznosc posiadania cukrzycy, przyjmowanych lekow, alergii... W szoku niejako bedac zapytalam czy to na pewno na zabieg, a nie na kolejne spotkanie. Ale nie - operacja jak najbardziej. I jeszcze na koniec obiecala, ze poczta podesle szczegoly i tyle.
A ja grzebie w stosach literatury, ktora dostalam w ciagu ostatnich prawie trzech lat i usiluje sie doszukac ktory konkretnie zabieg mi zrobia i jak dlugo potem bede nieczynna. Jakos na tyle dlugo bylo to kiedys-tam-w-przyszlosci, ze na takie drobiazgi nie zwracalam sprawy.
Na razie sie doszukalam, ze mi wyrzna kawalek dysku, a nawet dwoch, a potem ma juz byc cud-malina.
A jako ze malin nie lubie, to nie moge sie doczekac na te "truskawke" ;)
Co prawda z tej okazji inne plany beda musialy poczekac, ale ciecie-rzniecie to zdecydowanie priorytet.
Przeraza mnie tylko nieco wizja przyszlego tygodnia, bo w zwiazku z wygranym przetargiem trzeba (czytaj: ja musze) opracowac nowa papierologie zgodna z wymaganiami klienta. I mialam to zrobic do konca lutego, a teraz musze sie liczyc z tym, ze w lutym mnie nie bedzie, wiec mam na to tydzien. A nie pozwole tego opracowac nikomu innemu, bo JA bede z tym pracowac na codzien i chce miec zrobione jak JA chce, a nie co jakims niedouczkom sie wydaje. A z klientem mam na tyle dobre uklady i na tyle znam wymagania, ze WIEM, ze zrobie tak ze mi bedzie latwo, a im przyjemnie.
Chyba sie jutro z tej okazji upije :)

17 January 2012

Fotorelacja...

Obiecane, zatem wrzucone...

Slicznie bylo, a szczegolnie zwracam uwage na:

a) surferow w styczniu (sic!)

b) "szamanskie" czarne dziury (tu: w zblizeniu)

c) wredne "kaktusy", z ktorych ino reka mi wystawala

d) typowe irlandzkie drozki


P.S. Hitem wizyt od-googlowych na ten rok zostaje (i sadze, ze do konca roku nic nie zdobedzie wyzszej pozycji) jest: "kiedy bedzie koniec swiata i jak zginiemy".

16 January 2012

Wycieczkowo...

No bo ilez mozna siedziec w domu, prawda?
Zatem wczoraj (masakrycznie pozno, bo kolo poludnia) podjeta zostala szybka decyzja, ze jedziemy zobaczyc ocean. Wiec na M1, potem A4, potem szybki lunch w Enniskillen, potem jakimis bocznymi drozkami polnocna strona Upper Lough Erne, potem Ballyshannon, a potem - ocean... I tak akurat w sam czas na zachod slonca. A w masakrycznie zimnej wodzie moczylo sie stado stracencow. Znaczy tych, no... surferow. Osobiscie uwielbiam wode i wszystko co z nia zwiazane, ale toto chyba przesada.
I tylko znowu snu za malo, bo wracalismy czarna noca.

A! A w sobote upolowalam kozaki. Czarne, zamszowe, za kolano i na szpilce. Wpadly mi w oko pare miesiecy temu, ale cena £120 nieco odstraszala (ze niby tani ten TX Maxx, tak?) Ale widac przeczekanie tez ma swoje zalety, bo cena spadla o 80%, no wiec grzechem byloby nie wziac. Zaluje tylko, ze do pracy nie moge w nich chodzic. W ogole to najchetniej bym ich nie zdejmowala, ba, nawet spac w nich moge :) Taki maly, butowy odpal mnie dopadl :)


P.S. Zdjecia beda. Pozniej. Znaczy Atlantyku, nie butow :)

09 January 2012

Szlag by to...

Mimo pozytywnego nastawienia chu***steczkowo ten rok sie zaczal.
Samochod u mechanika - mokre liscie na rondzie sprawily, ze tylna poloska jest do wymiany.
A oprocz tego w zeszly wtorek w trybie pilnym pogotowie zawiozlo mnie do szpitala, gdzie spedzilam kolejne 48 godzin na obserwacji. Na dowidzenia zrobili tomografie i wypuscili do domu (a jako ze wypuscili to zakladam, ze nic tam nadprogramowego nie znalezli). A teraz do czekania na rzniecie kregoslupa doszlo czekanie na encefalogram i konsultacje u neurologa. Wyglada na to, ze w wieku calkiem slusznym objawila sie u mnie epilepsja. Jestem z lekka przerazona, a do tego mam dola jak stad do tamtad (a nawet jeszcze dalej).

01 January 2012

A wiecie...

a wiecie Wy co..?
Dobrze mi w tym nowszym roku. Jakos tak. Cieplo, domowo i spokojnie. I nawet rozwalony samochod mnie nie martwi, bo mam bardzo mocne wrazenie, ze bedzie dobrze.
Wreszcie.
Tam-gdzies-tam.. bliscy mi ludzie razem sie bawili... I im tez dobrze.. ba! Lepiej w tym roku bedzie. Wiem. Po prostu wiem :)
Czego i Wam zycze!