Bylo,
minelo. A bylo
cudnie i bez wahania stwierdzam, ze byly to najlepsze wakacje w moim zyciu.
Perfekcyjne miejsce, wspaniale wino, przepyszne jedzenie (no dobra, moze poza
miecznikiem) i do tego H caly czas obok.
Najwiekszym szokiem byl powrot - wylot z 36st ladowanie przy 8.
Masakra.
A
potem masakra w pracy (ale juz widac swiatelko w tunelu i do konca tego tygodnia
powinnam juz byc na biezaco). Generalnie o wypoczynku prawie juz zapomnialam i
praca-dom-praca-dom znowu. Zycie. A do tego pada, leje, a czasami obrywa sie
chmura. I tyle o.
Zdjecia TU.
No comments:
Post a Comment