Znaczy - raz kozie smierc.
Zabukowalam sobie egzamin praktyczny na 26 lipca - moze patronka bedzie sprzyjac ;)
Instruktor tez zaklepany, na jazdy probne i ostateczne manewrowanie.
Cholera, na sama mysl mi sie zoladek kurczy.
Ale co mi tam - bedzie DOBRZE :)
22 June 2010
19 June 2010
Portrush...
Z tarczą...
Tadammmm!
Udało się :)
94% w teście zwyklym, 78% w hazard perception.
Czyli ta część z głowy. Swoją drogą tylko w tym kawałku świata na oficjalnym egazminie może pojawić się pytanie co zrobić, gdy zatrzymuje nas pasterz owiec (odpowiedź prawidłowa - zatrzymać się i wyłączyć silnik). :))))
Udało się :)
94% w teście zwyklym, 78% w hazard perception.
Czyli ta część z głowy. Swoją drogą tylko w tym kawałku świata na oficjalnym egazminie może pojawić się pytanie co zrobić, gdy zatrzymuje nas pasterz owiec (odpowiedź prawidłowa - zatrzymać się i wyłączyć silnik). :))))
18 June 2010
10...
10 dni zostalo. Bedzie dobrze. Nawet najzatwardzialsi inzynierowie zaczynaja ze mna rozmawiac jak z czlowiekiem (a nie kobieta) :)
Jutro test teoretyczny - choleraaaaa!!!!!
Wracam do udzwigow tudziez przekrojow belek.
Milego weekendu wsiem :)
Jutro test teoretyczny - choleraaaaa!!!!!
Wracam do udzwigow tudziez przekrojow belek.
Milego weekendu wsiem :)
16 June 2010
Wariatkowo...
Wariatkowo to malo powiedziane. Jedyny pozytyw to to, ze sie patykow do chodzenia pozbylam :) W pracy zapier**dziel, ze hej. W sobote test teoretyczny na prawo jazdy (z koszmarnym Hazard Perception) - naprawde sie zdziwie jak zdam.
Tymczasem wspominam pewien rok. A raczej to co wczesna zima, a potem jesienia, a potem... a potem wyjechalam.
Tymczasem wspominam pewien rok. A raczej to co wczesna zima, a potem jesienia, a potem... a potem wyjechalam.
08 June 2010
Odliczanie - 20...
Zaczynam odliczac. Za dwadziescia dni zostane sama na trzy tygodnie z calym serwisowym "burdlem". Troche sie ciesze, troche sie boje. Z jednej strony wiem, ze sobie poradze, a z drugiej... Hmm.. Chwilami, rozmawiajac o wysoce specjalistycznych rzeczach z klientami/dostawcami mam wrazenie, ze ktos zaraz krzyknie "alez Ty nie masz pojecia o czym gadasz, nie znasz sie kobito - won do garow"... albo cos w tym stylu. Tymczasem juz drugi tydzien na nowym stanowisku, stare obowiazki przejete przez Nowa, nowych od cholery i ciut ciut - a jednak jakos nikt nie powiedzial, ze nie wiem o czym mowie. Wiec - dam sobie rade - co nie zmienia faktu, ze z pewnym niepokojem odliczam.
Z rzeczy roznych - jak kregoslup mnie sieknal dwa tygodnie temu to skonczylam z calym worek "painkiller'ow", ktore i tak g**o dawaly, a do przemieszczania sie potrzebne byly kule. List do ortopedow zostal wyslany w marcu (sic!), a do tejpory zaden nie raczyl sie odezwac. Po awanturach ciezkich, lacznie ze zlozeniem zazalenia w praktyce, ktos wreszcie pomyslal i zamiast cocodamoli i innych swinstw, branych garsciami dostalam jakies cos co sie Lyrica wabi, dwa razy na dobe biore i jakby pomaga. Znaczy moge chodzic (z jedna kula) i siedziec bez problemu moge, a nawet przespac sie dluzej niz dwie godziny. Ale i tak generalnie szlag by to, pieklo i szatani - koniec tematu, bo sie nie zamierzam znowu irytowac.
Komputerowstret popracowy trwa. Jedyna rozrywka to dwa buziaczki i czasem pare slow wymienionych. Blogi przegladam przy porannej kawie/papierosie na ajfonie. Forka z rzadka odwiedzam. Z Lola czasami na telefonie wisze. I to by bylo na tyle zycia internetowo-towarzyskiego.
Z Biala Zlosnica dogaduje sie coraz lepiej. W niedziele pojechalismy do Portrush i z powrotem. Superascie sie prowadzilo, ale koszmarny limit ograniczajacy mnie li i jedynie do 45 mph to bandycki wynalazek. Swoja droga tez ciekawostka - niby wyspa, niby do morza/oceanu zewszad blisko, a Portrush to jedyna liczaca sie, w tym dziwnym kraju, plaza. Jakies poltora w porywach kilometra dlugosci i... juz. Do tego wesole miasteczko to za murkiem, fish&chips, sklepiki z pamiatkami, baloniki na druciku - taka pi razy oko tutejsza Ustka - tyle ze jak wspomnialam - jedyna. Az sie boje wyobrazac co tam sie w sezonie dzieje. Zdjecie plazy wkrotce.
Z rzeczy roznych - jak kregoslup mnie sieknal dwa tygodnie temu to skonczylam z calym worek "painkiller'ow", ktore i tak g**o dawaly, a do przemieszczania sie potrzebne byly kule. List do ortopedow zostal wyslany w marcu (sic!), a do tejpory zaden nie raczyl sie odezwac. Po awanturach ciezkich, lacznie ze zlozeniem zazalenia w praktyce, ktos wreszcie pomyslal i zamiast cocodamoli i innych swinstw, branych garsciami dostalam jakies cos co sie Lyrica wabi, dwa razy na dobe biore i jakby pomaga. Znaczy moge chodzic (z jedna kula) i siedziec bez problemu moge, a nawet przespac sie dluzej niz dwie godziny. Ale i tak generalnie szlag by to, pieklo i szatani - koniec tematu, bo sie nie zamierzam znowu irytowac.
Komputerowstret popracowy trwa. Jedyna rozrywka to dwa buziaczki i czasem pare slow wymienionych. Blogi przegladam przy porannej kawie/papierosie na ajfonie. Forka z rzadka odwiedzam. Z Lola czasami na telefonie wisze. I to by bylo na tyle zycia internetowo-towarzyskiego.
Z Biala Zlosnica dogaduje sie coraz lepiej. W niedziele pojechalismy do Portrush i z powrotem. Superascie sie prowadzilo, ale koszmarny limit ograniczajacy mnie li i jedynie do 45 mph to bandycki wynalazek. Swoja droga tez ciekawostka - niby wyspa, niby do morza/oceanu zewszad blisko, a Portrush to jedyna liczaca sie, w tym dziwnym kraju, plaza. Jakies poltora w porywach kilometra dlugosci i... juz. Do tego wesole miasteczko to za murkiem, fish&chips, sklepiki z pamiatkami, baloniki na druciku - taka pi razy oko tutejsza Ustka - tyle ze jak wspomnialam - jedyna. Az sie boje wyobrazac co tam sie w sezonie dzieje. Zdjecie plazy wkrotce.
Subscribe to:
Posts (Atom)