Zaczynam odliczac. Za dwadziescia dni zostane sama na trzy tygodnie z calym serwisowym "burdlem". Troche sie ciesze, troche sie boje. Z jednej strony wiem, ze sobie poradze, a z drugiej... Hmm.. Chwilami, rozmawiajac o wysoce specjalistycznych rzeczach z klientami/dostawcami mam wrazenie, ze ktos zaraz krzyknie "alez Ty nie masz pojecia o czym gadasz, nie znasz sie kobito - won do garow"... albo cos w tym stylu. Tymczasem juz drugi tydzien na nowym stanowisku, stare obowiazki przejete przez Nowa, nowych od cholery i ciut ciut - a jednak jakos nikt nie powiedzial, ze nie wiem o czym mowie. Wiec - dam sobie rade - co nie zmienia faktu, ze z pewnym niepokojem odliczam.
Z rzeczy roznych - jak kregoslup mnie sieknal dwa tygodnie temu to skonczylam z calym worek "painkiller'ow", ktore i tak g**o dawaly, a do przemieszczania sie potrzebne byly kule. List do ortopedow zostal wyslany w marcu (sic!), a do tejpory zaden nie raczyl sie odezwac. Po awanturach ciezkich, lacznie ze zlozeniem zazalenia w praktyce, ktos wreszcie pomyslal i zamiast cocodamoli i innych swinstw, branych garsciami dostalam jakies cos co sie Lyrica wabi, dwa razy na dobe biore i jakby pomaga. Znaczy moge chodzic (z jedna kula) i siedziec bez problemu moge, a nawet przespac sie dluzej niz dwie godziny. Ale i tak generalnie szlag by to, pieklo i szatani - koniec tematu, bo sie nie zamierzam znowu irytowac.
Komputerowstret popracowy trwa. Jedyna rozrywka to dwa buziaczki i czasem pare slow wymienionych. Blogi przegladam przy porannej kawie/papierosie na ajfonie. Forka z rzadka odwiedzam. Z Lola czasami na telefonie wisze. I to by bylo na tyle zycia internetowo-towarzyskiego.
Z Biala Zlosnica dogaduje sie coraz lepiej. W niedziele pojechalismy do Portrush i z powrotem. Superascie sie prowadzilo, ale koszmarny limit ograniczajacy mnie li i jedynie do 45 mph to bandycki wynalazek. Swoja droga tez ciekawostka - niby wyspa, niby do morza/oceanu zewszad blisko, a Portrush to jedyna liczaca sie, w tym dziwnym kraju, plaza. Jakies poltora w porywach kilometra dlugosci i... juz. Do tego wesole miasteczko to za murkiem, fish&chips, sklepiki z pamiatkami, baloniki na druciku - taka pi razy oko tutejsza Ustka - tyle ze jak wspomnialam - jedyna. Az sie boje wyobrazac co tam sie w sezonie dzieje. Zdjecie plazy wkrotce.
No comments:
Post a Comment