I koniec lenistwa nastal. Po ponad tygodniu przemieszczania sie w kodeinowym pol-snie miedzy kanapa a lozkiem czas powrocic do pracy. Nie umiem z siebie wykrzesac entuzjazmu.
Ulubiona-znienawidzona z drugiej strony biurka po dluzszym okresie niewidzenia wydaje sie byc jeszcze bardziej glupia i jeszcze bardziej zlosliwa. Caly czas powtarzam sobie, ze jak nie mozna czegos zwalczyc to nalezy polubic. Nie daje sie. Jedynie powtarzanie sobie, ze ja já tylko niecale 40 godzin w tygodniu widze, a ona z ta glupota musi zyc caly czas - troche pomaga. Niewiele.
Wstretnie, szaro-mokro na zewnatrz, wilgoc szparami wdziera sie do wnetrz. Jesienna pora deszczowa pelna geba. Gorace wieczory mi sie marza. Wieczor miedzy czarno ubranymi dziadkami w Santo Stefano di Camastra... waskie, nagrzane w ciagu dnia sloncem, uliczki Castel Buono... Rozmarzylam sie. Ciut.
Czas wracac do rzeczywistosci.
No comments:
Post a Comment