Londyn okazal sie porazka, jako ze zaraza mnie rozebrala (na czesci pierwsze) i sobie radosnie dogorywalam. Wyszlam na zewnatrz po to by dojechac na Gatwick. Porazka jakas.
Potem tydzien nadrabiania zaleglosci w pracy.
Potem Rodzicielka byla. Zostala obwieziona po co ladniejszych kawalkach NI. A w przerwach sprzatala. I sprzatala. I prasowala, pucowala, odkurzala.... latala na miotle znaczy sie bez przerwy - dzialajac mi wybitnie na nerwy.
A potem pojechala, a ja zostalam z za krotkim weekendem by odpoczac, a teraz nadrabiam zaleglosci z dwoch tygodni.
Masakra jakas.
Z pozytywnych rzeczy - w sobote ide ortopedow zobaczyc wreszcie. Moze cos poradza, bo mi kregowy slupek znowu zaczyna odmawiac posluszenstwa.
I to by w sumie bylo na tyle.
Ide odrabiac dalej.
A zdjec mnostwo z okazji objezdzania kraju. Kiedys wrzuce. Jak zlapie oddech.
No comments:
Post a Comment