17 October 2011

Zyje, zyje...

Jestem, jestem. Szlag mnie (jeszcze) nie trafil. Choc nie przecze, ze bylo (i nadal jest) blisko.
Szef wezwal mnie ktoregos pieknego dnia na dywanik i dostalam opierdziel jak stad do Zakopanego za korzystanie z internetu w godzinach pracy (znaczy za grzebanie w blogach, forach i innych joemonstero-gazetach) i za gadanie przez telefon prywatnie. Nie rozumiem prawde mowiac, bo skoro swoja robote wykonuje i szefuncio sam twierdzi, ze jest ze mnie zadowolony i widzi, ze wykonuje swoje i cudze obowiazki o czasie, malo tego - twierdzi, ze jest zadowolony z mojej pracy - to o co kaman...? A co do gadania przez telefon, to powinien moze swojej malzowince i jej kolezance przyjrzec, bo strzepia jezory po proznicy przez 50% czasu pracy (a potem zostaja po godzinach, zeby nadrobic zaleglosci). A w dodatku nie wiem czy bardziej sie czepia, ze gadam w ogole czy dlatego ze po polsku. A hak mu w ucho. Aprajzal sie zbliza w kazdym razie i zamierzam zale powylewac, tudziez wiadrem gnoju podlac coponiektorych (czy tez nawrzucac kamieni do cudzego ogrodka). W kazdym razie na internet blokada kompletna. Szlag by to... Blogoslawie zatem ajfona, bo w przerwach na dymka podczytuje wiadomosci przerozne. A propos ajfona - znowu dwie genialne mnie powalily na kolana. Otoz (prosze usiasc, na wszelkie wypadek) - NIE MOZNA korzystac z firmowego wifi w telefonie, bo SIEC ZLAPIE wirusa i ZAKAZI inne komputery. Mowe mi odjelo, a potem oczywiscie zaprzeczylam jakobym sie podpinala pod router i w ogole zdziwienie wielkie okazalam, ze tak w ogole mozna. Narazilam sie jeszcze naszemu genialnemu informatykowi, ktory kazal mi zainstalowac trzeciego juz chyba antywirusa, bo panienki cos zlapaly (znaczy nie one osobiscie, tylko od szwendania sie bog-wie-gdzie bluescreen'y im wywala co 15 minut - to tak przy okazji tego zakazu korzystania z netu - buahahhaha). Ale poszlam z protestem do szefa, ktory poswiadczyl po dluuugiej chwili namyslu, ze od momentu kiedy tu pracuje (a wkrotce 4 i 1/2 roku bedzie) - jakos nic mojemu komputru sie nie przytrafilo. Ale naprawde rece opadaja. A to, ze sa rowni i rowniejsi, najbardziej i nieustajaco doprowadza mnie do szalu. Wiec jak mnie szlag trafi to przez to.
Niesmialo zaczynam sie rozgladac za inna praca, ale ciut problem. Bo chcialabym zostac w tym liftingowym biznesie, a niestety (znaczy stety, ale nie w tym przypadku) nasza firma jest najlepsza w okolicy. A zaczynac gdzie indziej, to cofnac sie o cztery lata w rozwoju. No nic - poczekam na ten aprajzal.

Ale ogolnie to tak:
- jak spedze mniej lub bardziej produktywny dzien w pracy (robiac cokolwiek albo udajac - a to drugie jest o wiele bardziej meczace), to po powrocie do domu nie chce mi sie juz nic - tylko kuchennie sie porelaksowac, a potem w towarzystwie audiobooka zalec w wannie.
- fizjoterapia sie odbyla i zakonczyla (4 spotkania, buhahahaha). Nie powiem jak bardzo mi pomogla, bo nie mam sily sie wyrazac.
- ani o kolejnym zastrzyku, ani o operacji ani slowa, za to mam za tydzien spotkanie z konsultantem - cholera wie po co - chyba zeby mu sie w klapy wyplakac.
- Igorek jezdzi jak ta lala i coraz bardziej go kocham (aczkolwiek tzw. slow puncture mu sie przytrafilo i musze sie dopompowywac co drugi dzien - przynajmniej do piatkowej wyplaty).
- znowu stracilam na wadze (no dobra, na wadze to cholera wie, bo sie nie waze, ale na pewno na objetosci) - i bez problemu mieszcze sie w spodnie rozmiaru 14 (hura!).
- pare weekendow mniej lub bardziej imprezowych bylo - i po kazdej nieprzespanej z przyjaciolmi nocy lepiej mi sie robi.
- a poza tym robi mi sie gorzej, bo jesienna pora deszczowa rozpoczela sie na dobre, rano ciemno, w dzien wieje i leje, a wieczorami jw. znaczy kuchennie, a potem do wanny, a potem zasypiam w 3 minuty.

Uciekam zajrzec do cupcake'ow (ktore juz na dobre zagoscily w domu i przynajmniej raz w tygodniu robie porcje), potem wanna, potem spac.
A jutro, kuzwa, od nowa do kieratu :/

3 comments:

abnegat.ltd said...

A poczte tez Ci zablokowali? Bo jak nie - to mozesz poblikowac e-mailami...

Odnosnie warunkow w pracy - dlategoz wlasnie jestem w jukeju i to juz w drugiej pracy... Tym razem jestem sam-jeden, wiec szansa, ze mnie trafi szlag z powodow naszej kurewskopolskiej natury, jest nieco mniejsza xD

Net mi skontrolowali po pierwszych 3 miesiacach, odbyla sie Powazna Rozmowa po ktorej trafil mnie szlag - wszystko zrobione na tip-top, to kogo wali, co ja robie podczas przestojow? Nie- to nie.

Po kolejnym miesiacu odbyla sie kolejna rozmowa pt. czemu na maile nie odpowiadam. No, bo z netu nie korzystam i, co wiecej, nie zamierzam.

I stal sie cudddd...

nieirytujmnie said...

I tu tez objawia się piekielnosc tego miejsca - wszystkie maile całego stuffu przechodzą przez szefowskiego laptopa.
Odbierane sprawdza WSZYSTKIE, a wysyłane wybiórczo.
Chwilowo wole nie podpadac.
A z drugiej strony nic takiego się nie dzieje żeby często o tym donosić. A raz na jakiś czas to mogę z domu :)

A ta druga strona wody kusi coraz bardziej - choć jakbym chciała zacząć pracować u najlepszej z możliwych firm konkurencji to Szkocja - a uczyć się kolejnego słaby? No nie wieeeem....

abnegat.ltd said...

Szkotow lepiej rozumiem niz swoich Miidlesborowianów... Nie nedzie tak zle.