Rozmowa przesuwana i odsuwana z dnia na dzien sie wreszcie odbyla. Okazalo sie, ze szef postanowil apraisala przy okazji zrobic. I tak sobie pogawedzilismy poltorej godziny w atmosferze achow, ochow, wzajemnego lizodupstwa i udawanego porozumienia. Odpowiedzialam grzecznie na zadane pytania: co w ostatnim roku osiagnelam, co lubie, czego nie lubie, czego oczekuje, jakie mam plany pracowe i prywatne na nastepne trzy lata, jakie mam pomysly na nastepny rok - glownie szkoleniowe (i to juz jego brocha, zeby dobrac mi odpowiednio szkolenia). A najsmaczniejsze zostawilam sobie na koniec. Jak juz papierzyska zwinal i zaczal luzniej rozmawiac to znienacka rzucilam, ze za mniej niz 50% podwyzke nie zamierzam nawet kiwnac palcem. Nie wiem czy nie przesadzilam, ale co mi tam. Woz albo przewoz...
A dzis w godzinach popoludniowych prosze omijac szerokim lukiem okolice Seven Mile Straight - bede jezdzic :))
P.S. Wiecie jak jest fajnie jak sie traktor z przyczepa z naprzeciwka pojawia?
No comments:
Post a Comment