Szlag by to. Prawie caly dzien, 100 mil przejechanych, warczenie pod nosem i beznadzieja - zero rezultatow w poszukiwaniu domu. Znaczy moze nie zero, bo jeden (slownie: JEDEN!) sie znalazl. Blisko przyszlego miejsca pracy i calkiem do rzeczy, ale - oprocz ceny niestety. Nie stac mnie na to, zwlaszcza jak sie dolozy cene paliwa, ktore H bedzie zuzywac dojezdzajac do swojej fabryki.
Szlag, szlag, szlag.
Wiec wychodzi na to, ze samochod drugi trzeba bedzie zanabyc (na co w sumie tez mnie nie stac - biorac jeszcze pod uwage koszt ubezpieczenia dla swiezo-upieczonego kierowcy).
WRRR!!!!!
W celu odreagowania - pare pint w Maddensie. Pomoglo (przynajmniej wczoraj, bo dzis znowu warcze i tylko czyham, az szef sie pojawi, zeby podwyzke wynegocjowac).
No comments:
Post a Comment