06 July 2010

Lipa...

Weekend spedzony glownie za kierownica - nastapilo przetrenowanie i osiagnelam moment totalnego zwatpienia w umiejetnosci wlasne tudziez stan umyslu. To, ze kierunki mi (MI!!!!!) sie myla, nie wiem gdzie jestem, znajome ulice w ogole mi sie nie wizualizuja na mapie.... Blondynieje. No normalnie zamieniam sie w jakas blondyne z dowcipow i zadna miara nie moge sie tej glupawej czesci mnie pozbyc. Nic to - wiecej praktyki i dojde do siebie. Chyba... Oby..
W niedziele witry sztormowe niemalze szalaly, do tego slonce z lekka tylko chmurami przyslaniane i lipa... Lipa kwiatnaca chyba wszedzie i jej oszalamiajacy zapach... wszedzie. Wiatr roznosil won miodowo-slodka i przypominal o lecie. Takim prawdziwym. Upolowalam galaz, ktora ledwo mi sie do Zoski zmiescila i triumfalnie zawiozlam do domu. I teraz w domu tez - jakby lato.


A calkiem obok tematu - wejscie do jednego z barow (chwilowo nieczynnego z powodu wscieklego niedzielnego poranka):

1 comment:

margot said...

Droga Pani..
Mylenie sie kierunkow domena kobiet za kierownica jest..nie swiadczy to o blondynkowatosci a o kwintesencji kobiecosci i tej wersji bedziemy sie trzymac ;)
Ja niezmiennie po kilku latach za kolkiem raz na jakis czas lapie sie na tym ze ta prawa to tak na prawde powinna byc lewa..
Prosze sie tym ABSOLUTNIE nie przejmowac Droga Pani..

Caluje upalnie..letnio..pociagowo :**