Ha - wiosna jakas spozniona czy cos. Bo lato, jak moj najstarszy wspolpracownik pamieta, raz tu bylo. W 1978 roku. W jeden czerwcowy piatek. Miedzy 13.00 a 14.15 :)
A serio - to calkiem milo-cieplo sie zrobilo. Cieplo - czyli w okolicach 20 stopni i do tego wilgotnosc 100%. I zero wiatru. Co nie zmienia faktu, ze po przelatujacych deszczzach statnowi to bardzo mila odmiane. Zwlaszcza jak sie wezmie pod uwage, ze przy wszystkich oknach otwartych w domu dalo sie spac cala noc bez dodatkowego koca, a ja dodatkowo zaszalalam i spalam bez skarpetek. Takie wiosenne szalenstwo mnie dopadlo, a co!
Tymczasem wracam do papierow, a potem fizjo (i niech lepiej pomoze, bo cos w tym tygodniu ruszam sie jak ostatni paralityk). A potem tequilla, a potem... niech sie dzieje :)
No comments:
Post a Comment