08 May 2010

Przy sobocie, po robocie...

Praca-Zoska-dom-Zoska-praca-praca-dom-praca... Tak mniej wiecej moje zycie w tygodniu wyglada. Do tego totalny komputerowstret (wywolany praca wlasnie) i ogolne zdziczenie (czytaj: nie chce mi sie ludzi ogladac nawet, o blizszych kontaktach nie wspominajac). Do tego nieustajacy bol kregoslupa i beznadziejne nieco czekanie na list ze szpitala. Wersje sa rozne - zaleznie od tego, ktorego dzipa pytam - 6 tygodni, 8 tygodni, 3 miesiace - czyli generalnie nikt nic konkretnego powiedziec nie potrafi. Szlag by to. Tymczasem arcoxia z rana i tramadol w ciagu dnia. I jakos tak leci - WRRR!
Ale nic to - bedzie lepiej.
Kiedys.

Tymczasem w ramach oddziczania sie poszlam wczoraj posluchac i poogladac Trebuni-Tutkow wespol-w-zespol z Twinkle Brothers. Niesamowici sa na zywo - zadne jutubowe kawalki nie oddaja niesamowitej energii i humoru jaka panowie (i jedna pani) tryskaja ze sceny.

"...-Rozumiecie po polsku? - rozlegl sie donosny glos z polciemnawej sceny.
- TAAAAAK - ryknela pelna piersia zgromadzona publicznosc.
- To dobrze. Bedech godol po goralsku...."

I sie zaczelo. Dawno tak radosnie nie podrygiwalam. Warto zatem bylo sprobowac sie oddziczyc.
Natomiast co do zgromadzonej publicznosci to uczucia mam mieszane - jak zawsze zreszta gdy przychodzi do ogladania rodakow en masse. I po raz kolejny przypomina mi sie dlaczego obiecywalam sobie w spedach okolo-polonijnych nie uczestniczyc. Ale co tam - raz na jakis czas mozna sie poswiecic - dla wyzszego dobra ;)

Udaje sie w celu uwalenia na nieskoszonym, miekkim trawniku, z cala gora swiezo wypozyczonych ksiazek i portugalskim bimbrem - a co mi tam....

No comments: