26 November 2011

Chaotycznie...

Bedzie duzo o wszystkim albo malo o niczym. Misz-masz totalny, ale...

..ale siedze z kotem grzejącym mi stopy. Za oknem ładna, ciepła i sucha (!!!) londyńska jesien. W szklance Captain Morgan & Jamaican Ginger. Poczatek urlopu :)

A za mną został niesamowity nieład (żeby nie rzec "nieziemski burdel"), ale kuchnia zagospodarowana, jedna sypialnia tez i łazienka (ta z wanna). Na razie tyle do życia wystarczy - zwłaszcza, ze mnie tam nie ma.

Poszliśmy spac po pierwszej w nocy, a trzeba było wstac o wpół do szóstej, żeby dojechac na czas na Aldegrove. Wiec jestem straszliwie nieprzytomna, ale chwilowo przekroczylam moment zmęczenia az do padnięcia i się relaksuje.

Wanna została wyprobowana. Jedna osoba ma luksusy jak w basenie niemalże. Odzwyczaiłam się od aż tak długiej wanny (o szerokości nie wspominając) i ślizgałam się tyłkiem wzdłuż i wszerz aż wreszcie wyciągnęłam się na cala długość, zanurzając po szyje i było cudownie/fantastycznie. A potem dołączył do mnie H i było jeszcze lepiej. Wanna jest bardzo dwuosobowa i mam nadzieje jak najczęściej ja tak wykorzystywac :)

Trochę problemu sprawiło znalezienie licznika prądu. Mieszkanie na drugim pietrze, ale w środku nie ma, na pietrze nie ma... wreszcie agentka nam podpowiedziała, żeby szukać na parterze. No to znaleźliśmy:

A potem nastepnych 15 minut spędziliśmy zastanawiając się który nasz (sąsiad pomógł).
Fajna plątanina, nie?


A! Udało mi się znaleźć mój ulubiony kawal o irlandzkim stosunku do "manana" i pospiechu:

Latynoska gwiazda Julio Iglesias był gościem brytyjskiej telewizji. Podczas wywiadu często używał słowa "maniana". Zaintrygowanej dziennikarce wyjaśnił, że to znaczy mniej więcej tyle: "może to zostanie zrobione jutro, może za tydzień, może za miesiąc, może za 2 lata, kto by się tym przejmował?". W tym samym talk show gościem był Irlandczyk Shay Brennan, więc dziennikarka zapytała go, czy w Irlandii istnieje podobny termin.
- Nie. W Irlandii nie ma potrzeby nazywać czegoś aż tak pilnego.



świetle tego zrozumiałym jest, jak bardzo wszyscy  zaskoczeni, ze udało mi się wprowadzić w tydzień od obejrzenia mieszkania :)

4 comments:

Joanna said...

Doskonały dowcip:)) Od poniedziałku czekam,aż przyjadą zabrac do naprawy zepsuta zmywarke:)) gosciu w poniedziałek jak wymontował i zostawił mi na środku kuchni, Strach pomysleć jakie słowa by leciały z mojej strony gdybym nie zmusiła mojego,żeby ją wstawił spowrotem. Miałam czuja:))

nieirytujmnie said...

Joanna - bo to (przynajmniej z naszego punktu widzenia) sama prawda a nie żaden dowcip.
Mi w taki radosny sposób naprawili pralkę (6 dni), popsuty palnik w kuchence (2 tygodnie), zepsute ogrzewanie (1 tydzień za pierwszym razem, 4 za drugim). Itd, itp.
Ręce czasami opadają, ale to juz taki urok tego kraju i jego mieszkańców :)

margot said...

No proszę a myślałam, że takie podejście do ważności spraw to tylko u tych z południa Europy...a tu proszę.. :)
Odpoczynku duuużo Kochana :*

Anja Caro said...

to fajnie :)
anjacaro.blogspot.com