No wlasnie nie wiem, co sie dzieje. Wena kuchenna mnie opuszcza czy co? A moze po prostu mysli bardziej przy miekkich, czarnych, akrylowych klebkach zaczely bladzic? (tak, tak - udalo sie dostac co chcialam). W kazdym razie ryba po grecku jakos bez wyrazu, cwikla do bani (super-hiper specjalnie na te okazje polski chrzan kupiony okazal sie zwietrzaly i jutro H bedzie miec zadanie bojowe, zeby Colemans'a kupic, bo tego g**na sie nie da jesc), salatka jakas tez taka niedorobiona. Az sie boje co jutro z uszek wyjdzie.. a o karpatce wole nawet nie myslec. Ale coz - jutro nowy dzien, wiec sposobem jednej rudej mamrocze pod nosem "pomysle o tym jutro".Szefostwo sie zlitowalo i wolne jutro mam. W koncu po takiej ilosci biadolenia, ze to najwazniejszy dzien swiat i gotowania tyle, i o-rany-kiedy-ja-to-wszystko-zdaze-zrobic.. nawet kamien by ulegl. Zatem szef powiadomil mnie w okolicach lunchu, ze moge sobie w kuchni siedziec zamiast w pracy. I chwala mu za to, bo juz po dzisiejszym dniu nuda uszami mi wylazic zaczela, a jutro bym chyba skonala calkiem.
Zatem - czas swiateczny sie zaczal.
Przy okazji - Spokojnych, Smakowitych, Radosnych Swiat Wam wszystkim zycze.
P.S. Jak nie zadzwonie, to znaczy, ze sie zamotalam (no lezy to klebkowe cholerstwo w kacie i wola do mnie). :)
No comments:
Post a Comment