Weekend minal, przeminal, pozostala codziennosc.
Niemcy, a moze nie tyle Niemcy, co nasi malo rozgarnieci koledzy w head office'ie doprowadzaja mnie do szalu. Ale co ja moge.. Powrzeszczec co najwyzej, bo nawet w ucho dac, z racji odleglosci, nie moge.
Za tydzien ostatnia lekcja przed swietami, kolejna w styczniu. A ze wyglada na to, ze od razu test bedzie - trzeba bedzie usiasc i sie pouczyc porzadnie. Rozumiem wiecej niz sama jestem w stanie powiedziec, a jak mi slow brakuje to odpowiadam po francusku. Totalny mix jezykowy - zwlaszcza jak przychodzi mi tlumaczyc cos miejscowym. Zaparlam sie kopytami i sie naucze, bo Salina gdzies tam jest :)
Na razie - byle do 10tego. Dlugi, wspolny weekend. Rzadko sie zdarza, wiec trzeba korzystac. A jak strasznie wstretnie nie bedzie to moze Derry..? A moze zostac w domu? Koleczka ladnie juz powinny sie podgoic to trzeba by to bylo wykorzystac...
No comments:
Post a Comment