Czasami nawet oddech mocno przyspieszony to jest, gdy jedno lub drugie kolko werznie sie tam, gdzie nie trzeba. Ale nic to. Z dwojga zlego wole ten bol niz slupkowo-kregowy (ktory w obliczu niesamowitego rwania "tam-na-dole" jakby przycichl).
Weekend juz za chwile i leniwic sie spokojnie i kuchennie bede. Wczoraj nowy zestaw sosow wyprobowany - kurczak w kung po & hoi sin - calkiem, calkiem niczego sobie wyszedl. Lekko slodkawy, srednio ostry. Mniamusne bardzo to bylo. A na jutro jagniecina zaplanowana. Zaleznie od kawalka jaki sie uda dostac albo pieczen bedzie, albo goloneczki w sosie chrzanowym, albo w winie po prostu (ale raczej zwyklym jakims, bo marsali to mi po prostu szkoda). Do tego moze gruby makaron wlasnej roboty... albo kluseczki jakies zgrabne. Kopytka? Slaskie? Hmm... kuleczki ryzowe...?
I tak siedze piatkowo, robota odlogiem lezy, bo mi sie nie chce po prostu i o jedzeniu rozmyslam...
Chyba sie glodna robie :)
No comments:
Post a Comment