Tak całkiem bez okazji i przyczyny i w tygodnia środku wena kuchenna mnie dopadła.
Szklanka ryżu.
Kilogram morskich potworów równo wymieszanych.
Jedno pudełko hinduskiego sosu + puszka pomidorów.
Potwory i ryż do parownika. Sos do gara, dolać wody, dodac pomidory i niech bulgocze. Można sobie spokojnie usiaść i podumać przy kieliszku wina, a obiad sam sie robi.
A potem jezor urywa, błyskawicznie poraża kubki smakowe i przepala przewód pokarmowy (a przynajmniej takie robi wrażenie) i nawet piesporter nie pomaga.
Dobre było :)
2 comments:
A ten hindu-sos to ktory? Bo w Morrisonie jest tego ze dwadziescia gatunkow :)
Sambhar sie toto nazywa. Zakupione tutaj w chinskiej hurtowni ;)
Post a Comment