19 February 2010

Szpitalnie...

Bolało i bolało i aż do wczoraj uparcie robiło wrażenie, że kręgosłup. Ni z tego ni z owego przeskoczyło sobie było na przód - w prawy dolny kawałek. I tak sobie zostało i wywoływało wściekłe okrzyki bólu. A potem zostało przez telefonicznego konsultanta z out of hours service wysłane w trybie natychmiastowym do A&E. 
Tam rzeczy zaczęły się swoim ślimaczym tempem toczyć. A krew, a mocz, a rentgen, a brzuszek popukać/pouciskać. A w końcu zostało zdecydowane, ze mam zostać na noc, a potem się zobaczy. 
Więc zostałam, się zobaczyło..
Cutting long story short (bo trochę nieżywam):
...rezultat jest taki, ze teraz leże w szpitalu z podziurawionym laparoskopowo brzuchem, z którego wyciągnięto zapalony wyrostek.

P.S. A w ogóle to niniejszym składam reklamację - anestezjolog wcale nie był zabójczo-powalająco przystojny ;)

P.P.S. Jeszcze bardziej ajfona pokochałam - można wreszcie normalnie po blogspocie hasać (a i coś mi się wydaję, że i zdjęcia można wrzucać - jutro spróbuję). 
 

2 comments:

abnegat.ltd said...

Bo tylko polskie sa przystojne. W dodatku tylko niektore ;)
Dobrze ze sie skonczylo dobrze.
Szybkiego powrotu do zdrowotnosci :)

nieirytujmnie said...

Aaa! To wszystko wyjaśnia :)

Dziękuję - się postaram szybko.