29 January 2010
Znikam...
O - a z rzeczy przyjemnie zaskakujacych (zwlaszcza po szkoleniu szefomalzowinki - za ktore nawet nie medal dostac, ale zywcem do nieba powinni mnie wziac) - dostalam wczoraj prezencie drzewo w Beskidach. Certyfikowane ;)
P.S. Kris - wielke dzieki, az mialam przez chwile oczy w mokrym miejscu.
28 January 2010
Jeszcze dycham...
Jutro z rana londynski weekend zaczynam - tylko wieczorem zamowic taxi na 5 rano i w droge. A potem gorzka zoladkowa... :)
27 January 2010
Obrazkowo...
25 January 2010
Szkoleniowo...
Generalnie w zwiazku z powyzszym uciekam ja szkolic. Od groma wszystkiego jest. Nawet w wersji podstawowej, ktora zamierzam jej zaserwowac to co najmniej tydzien uczciwego szkolenia by sie przydal. A ja mam na to czas do czwartku wlacznie. Srednio mi sie to usmiecha prawde mowiac, bo moja robota odlogiem bedzie lezec, a potem* bede mogla klientom obwieszczac jak ponizej:
__________________________________
*dotyczy rowniez (a moze przede wszystkim) tego co mnie czeka po dluzszym weekendzie. O tym co jeszcze pozniej wole nie myslec.
Polubic poniedzialki..?
Nie bedzie to co prawda Samson & Goliat, ale coz - nie mozna miec wszystkiego i mniejsze dzwigi tez mnie zaspokoja ;)
22 January 2010
Sie - dopiescic...
Na weekend plany zerowe - zadnych spotkan, zadnych zakupow. I gotowania tez zadnego - w ramach dalszego ciagu "sie-dopieszczania" zycze sobie wielka miche kalmarow. Jeszcze dentysta dzis mnie czeka (ale prawie bezbolesnie, bo tylko co-pol-roczny przeglad), a potem bede robic o tak:
21 January 2010
Palenie szkodzi...
Jakies 2.5 roku temu wprowadzono zakaz palenia we wszystkich miejsach publicznych, wliczajac w to oczywiscie puby. Palac namietnie i nalogowo zakaz popieram zdecydowanie - mozna w spokoju posiedziec nie duszac sie w chmurach dymu i sina smuzka znad sasiedniego stolika nie tlumi aromatow jadla i napojow. A to, ze trzeba wyjsc na zewnatrz? Coz.. tak jakby czestotliwosc palenia spada, a co za tym idzie -i kac mnieszy ;) Zreszta jak dlugo (czy taz raczej "krotko") jest cieplo to za bardzo nie przeszkadza, czasem nawet milo (o ile cudem jakims stolik wolny sie uda znalezc). Jak sie robi zimniej... uuu, to zle bardzo. Na szczescie w niektorych miejscach prawa palaczy sa dostrzegane i znalezc mozna takie dziwy:
Z bliska:
Ale to pewnie po to, zeby ktos ich potem nie pozwal za to, ze sie przeziebil palac na zimnie ;)
A zeby kazdy palacz mial wytlumaczenie dla nalogu (przynajmniej mial co poczytac w trakcie):
Miejsce to Grace Neill's - najstarszy pub na wyspie, dzialajacy od 1611 roku. Miejsce magiczne, gdzie sa najlepsze* malze na swiecie, a i wina miewaja zacne.
_______________________________________
*pewnie dlatego, ze z oddalonego o pare mil Strangford Lough. W Dublinie na przyklad trafily mi sie nowozelandzkie (jakos nie wierze, ze skorupiak bez szkody dla smaku moze pol swiata przeleciec w cholera wie jakiej formie - zamrozonej pewnie - a fuj!)
20 January 2010
Rozne wstrety...
Poza tym komputerowstret w rozkwicie. System (odpukac) dziala i trzeci dzien z rzedu spedzam edytujac karty artykulow. Generalnie sprowadza sie to do ciaglego klikania: prawa reka - lewy klik myszy, lewa reka "ctrl+V". I tak po 6 godzin dziennie (pozostale dwie to fakturowanie - wiec nadal przed monitorem). W zwiazku z tym, po powrocie do domu omijam maca szerokim lukiem i nawet go nie wlaczam. Jeszcze pare dni takiej glupiej roboty i nawet telefon przestane dotykac.
A tabliczka na dzis:
"...someplace else" to najpiekniejsze okreslenie miejca, gdzie aktualnie chcialabym byc :)
19 January 2010
Jakos tak...
A w ogole to czy moglby ktos mnie laskawie oswiecic, gdzie sie podziala opcja edytowania czcionki?
15 January 2010
O dzipach i plackach...
A na placki mnie naszlo straszliwie, wiec gora ziemniaczanych zostanie dzis/jutro popelniona. I sos paprykowy, i pieczarkowy, i jeszcze jakis pewnie, bo panna K. jutro przychodzi, a dziewcze nie moze malo, wiec niech sie naje porzadnie chociaz raz w tygodniu. Tu cos, czego nie rozumiem - trzy dorosle osoby w domu, a nikomu sie gotowac nie chce, wiec sie kanapkami w przelocie zywia. Banda leniwcow. Na szczescie gotowac lubie, a i panne K. sentymentem darze, wiec moze liczyc na suty sobotni obiadek
Tymczasem leniwie, deszczowo-lunchowo, a mysli zaczynaja sie kierowac ku kuchni, obieraniu, krojeniu, tarciu, mieszaniu, duszeniu, smazeniu, zmywaniu, butelce czerwonego wina, Classic FM i innym rzeczom, ktore umila mi wieczor.
13 January 2010
Wbrew...
Zawsze twierdzilam, ze stworzeniem technicznym jestem. A teraz zaczyna mi to wszystko robic wbrew i doprowadza do szalu.
Czasami mi na mysl przychodzi, ze dzien, w ktorym przestane sie wkurzac na otoczenie (zarowno te zywe jak i martwe) bedzie albo swietem jakims niebywalem albo koncem swiata (w kazdym razie tego mojego). A poza tym - coz... Nie moglabym powarkujac wdziecznie rzucac do osob znajomych i nieznajomych: "nie irytuj mnie" ;)
11 January 2010
Listy, maile i inne idiotyzmy...
W piatek list z sadu na mnie czekal - ze mam dostarczyc potwierdzenie lotu/kopie biletow. Do tego dolaczony wydruk zywcem mojego maila z wymienionymi zalacznikami (m.in. Flybe confirmation). Wiec o co chodzi? Otoz chodzi o to, ze iTrust-bla-bla-email-guard znalazl w tresci mojego maila slowa/wyrazenia ktore moga byc uznane za obrazliwe. Usiadlam z wrazenia i czytalam calosc raz po raz ni huhu nic nie rozumiejac. Co jest obrazliwe? "Dear Sirs"? "Attached documents"? "Look forward"? czy moze "Yours faithfully" sie nie spodobalo? Nadal siedzac i nie rozumiejac zlapalam za telefon, zadzwonilam powarkujac lekko i... mily pan po drugiej stronie mi powiedzial, ze wszystko ok, ze zalaczniki widzi, juz drukuje i wkrotce dostane oficjalne pismo. Znaczy ze co? Ze to co dostalam samo sie wydrukowalo, zapakowalo w koperte wraz z listem przewodnim i wyslalo tez samo? Paranoja jakas.
Nastepnego dnia przez pocztowa dziure wlecial list, ze mnie zwalniaja z obowiazku stawienia sie w sadzie - az do 3ciego lutego. WOW! Ale sie szarpneli.. Szlag by to. Chociaz.. lawe przysieglych jak do tej pory na filmach jedynie widzialam, wiec obejrzenie tego z bliska moze byc interesujace.
W sobote kolejne ciekawe pisemko przyslali - jakas firma (nazwy niepomne, ale nieistotne) uprzejmie prosi, zebym poswiecila im pare minut i wypelnila ankiete badawcza nt. satysfakcji z uslug mojego dzipa (GP Patient Survey). Ja naprawde nie wiem gdzie swoje dane porozsiewalam, ze mi co chwila jakies dziwadla przysylaja. Ale co mi tam - wypelnie i niech im w piety pojdzie. (Btw - listu za szpitala nadal (3 miesiac wlasnie uplywa) sie nie doczekalam).
Kontunuujac o przypadkach okolo-pocztowych: wyslalam dzis uprzejma prosbe do klienta, zeby mi podal numer zamowienia z jakim moge wystawic mu fakture. Zalaczniki standardowe - podpisana 'delivery nota' + potwierdzenie zamowienia z cenami. Zeskanowac, zmienic nazwy (zeby zalacznikow z nazwami w stylu 12635413541.pdf mi z automatu nie odrzucilo), wyslac. I jakies 5 minut pozniej dostaje maila tresci nastepujacej:
MailMarshal has not delivered the following message:
From: (ja)
To: (klient)
Subject: Order numbers
Reason - Email contains DOCUMENTS
No zeby ich pokrecilo. Jakim cudem ja moge cokolwiek poza tekstem wyslac, zeby dotarlo? Idiotyzm na poziomie (czy raczej ponizej poziomu) jak ten sadowy. Wydrukowalam calosc i wyslalam faxem.
Technika, psia jej mac.
08 January 2010
Zieeew...
Druty odlozyc na weekend musze, bo w poniedzialek pierwsza czesc egazminu z wloskiego i tak jakby pouczyc by sie trzeba (taa, juz to widze - jak sie znam to ksiazke/zeszyt otworze przy pincie guinnessa w poniedzialek miedzy praca a testem).
O rany, jak mi sie ziewa. Uciekam sie kiwac sennie nad fakturami.
I - oby do 14stej :)
07 January 2010
Co nas nie zabije...
Ale nic to.
Potem obiad u Libanczykow zaplanowany i moze jakis pub. Czwartek dzis wiec u Hewitt'a blues, szkoda tylko, ze tak pozno (istnieje wiec pewne prawdopodobienstwo, ze sie wespol-w-zespol z panna K. urzniemy zanim towarzystwo grac zacznie).
Ide sie puscic z dymem, a potem jeszcze popracowac trzeba te pare godzin, zeby zasluzenie zwilzyc pyszczek* wieczorem ;)
____________________
* zwilzyc pyszczek, bo kobiecie nie wypada zalewac mordy :)
06 January 2010
Nie miala baba klopotu..
05 January 2010
Co by tu teraz...?
Zaczynam mysla w cieplejsze okolice wybiegac. Dokad by tu? Maroko kusi, ale w sumie tam juz bylam - no chyba zeby na tygodniowe (albo jeszcze lepiej dwu-) "safari" sie wybrac. I pare dni na wielbladach, po pustyni, z noclegami w namiotach..? I jeepem po Atlasie... Warte rozwazenia. A moze Kenia jakas dla odmiany albo w ogole gdzies daleko. Ale to za czas jakis. A nawet jak skoncze w Agadirze to sie specjalnie nie zmartwie ;)
Na razie Londyn pod koniec miesiaca. Z planami prawie zadnymi (no dobra - czerwone buty chce - moze na Camden'ie znajde wreszcie te wymarzone).
W domu cicho, cieplo i spokojnie. Czas do drutowania wrocic, bo czarnosci porzucone w kacie az krzycza. O! I wanna dluuuuga, z ksiazka i kieliszkiem wina. Sie porozpieszczam. Bo lubie :)
04 January 2010
...wa MAC...!!!!!!!!
I od rana piana na pysku i dziki warkot tlumiony gdzies tuz za zebami.
Mnostwo pierdol, ktore zlozone do kupy przyprawiaja o objawy jak powyzej.
..wa mac!
Byle do tej 17-stej wytrwac nie pozostawiajac za soba stygnacego ciala Jedzy.
Byle do 17-stej, byle do 17....