Cholera zesz jasna, trzeba bylo na technike nie narzekac, bo teraz robi wbrew. System sie sypie (taki element wbudowany na stale - Microsoft funkcje "error" dostarcza gratis), fakturowanie lezy (bo system sie sypie i nie pozwala stawki VATu zmieniac, bo wie lepiej), nowe cenniki od poczatku roku obowiazuja, ale tylko na niektore rzeczy (ktorych znalezienie w systemie graniczy z cudem, a koledzy z head office'a stwierdzili, ze my mamy sobie pozmieniac, a im zmienia Niemcy)... Siedze i patrze jak rosnie pod sufit kupa rzeczy do zrobienia/papierow do przerobienia.. i moge sobie co najwyzej fafkulcowac (niekoniecznie pod nosem), bo jw. SYSTEM sie sypie. Serwer pada srednio co drugi dzien, a Niemcy ulubieni przestali odbierac telefony ode mnie (bo znowu - technika psia jej mac! Maja dranie rozpoznawanie numerow wlaczone na stacjonarnych). Szlag!
Zawsze twierdzilam, ze stworzeniem technicznym jestem. A teraz zaczyna mi to wszystko robic wbrew i doprowadza do szalu.
Czasami mi na mysl przychodzi, ze dzien, w ktorym przestane sie wkurzac na otoczenie (zarowno te zywe jak i martwe) bedzie albo swietem jakims niebywalem albo koncem swiata (w kazdym razie tego mojego). A poza tym - coz... Nie moglabym powarkujac wdziecznie rzucac do osob znajomych i nieznajomych: "nie irytuj mnie" ;)
No comments:
Post a Comment